|
www.johnympl.fora.pl forum bez podziałów
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
johnympl
Administrator
Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 23:19, 29 Sty 2010 Temat postu: czy stany są silne czy nie? zachecam do dyskusji |
|
|
z jednej strony mamy ciekawy artykul od Pana Urbasia
[link widoczny dla zalogowanych]
Cytat: | 29 stycznia 2010
Drukarze
Minął rok od wybuchu kryzysu finansowego, który pociągnął za sobą na świecie załamanie gospodarcze. Recepta bankierów i polityków na zahamowanie rozpadu gospodarek okazała się jedna: ekspansja monetarna i fiskalna. Prawie zerowe stopy procentowe, nabywanie aktywów finansowych przez banki centralne, finansowane z długu wydatki publiczne mają stworzyć iluzję i zmienić negatywne oceny przyszłości przez konsumentów i przedsiębiorców.
Największą dla nas zagadką polityki gospodarczej ostatniego roku stało się utrzymywanie się relatywnie niskiej inflacji. Olbrzymia ekspansja monetarna i fiskalna powinna doprowadzić do wzrostu inflacji. Tak się jednak póki co nie dzieje. Być może presja deflacyjna jest tak silna, że nawet rozkręcona stymulacja nie jest w stanie rozpalić ognia inflacji i hiperinflacji. W sposób jawny deflacja występowała w 2009 r. w Chinach („Smocze tajemnice”). Natomiast na zachodzie można dostrzec jej symptomy np. w postaci drastycznych przecen w trakcie ostatniego sezonu świąteczno-noworocznego. Być może impuls stymulacyjny potrzebuje nieco większego niż rok czasu na zwiększenie inflacji (opóźnienie w transmisji).
Problem jest na tyle intrygujący, że przyjrzeliśmy się jak w szczegółach wygląda interwencja monetarna w Stanach Zjednoczonych. W potocznym wyobrażeniu drukarze z Rezerwy Federalnej wkładają całe serce i siły w druk pustego pieniądza.
Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
W ciągu ostatnich trzech lat podaż pieniądza w Stanach Zjednoczonych stopniowo wzrastała. W II połowie 2008 r. można dostrzec pewne przyspieszenie dynamiki, ale już w 2009 r. przyrost pieniądza w systemie gospodarczym był umiarkowany (oczywiście w realiach systemu fiducjarnego). Co więcej w drugiej połowie 2009 r. podaż szerokiego pieniądza (M2) zaczęła się kształtować poniżej linii trzyletniego trendu.
Generalnie interwencja monetarna Rezerwy Federalnej jest trudno dostrzegalna w podstawowych agregatach pieniężnych Stanów Zjednoczonych. Zachowują się one prawie tak jakby jej nie było. Tu kryje się odpowiedź na pytanie dlaczego w Stanach Zjednoczonych nie ma spodziewanej inflacji.
Sprawdźmy, czy „drukarze” FED-u istotnie pracują w pocie czoła. Pierwszy rzut oka na sumę bilansową FED-u pozwala jednoznacznie stwierdzić, że prywatny centralny bank Stanów Zjednoczonych wręcz dwoi się i troi.
Źródła:
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Do połowy września 2008 r. suma bilansowa FED-u (aktywa, pasywa) nie przekraczała 950 mld dolarów. Obecnie (styczeń 2010 r.) sięga prawie 2,3 bln dolarów, czyli wzrosła ok. 2,4 razy. Puchnięcie bilansu FED-r rozpoczęło się w połowie września 2008 r. i jest kojarzone z upadkiem Lehman Brothers (15 wrzesień 2008 r.).
Pasywa Rezerwy Federalnej składają się z trzech podstawowych pozycji. Wydrukowany pieniądz gotówkowy (funkcja banku centralnego jako emitenta gotówki), depozyty banków (funkcja banku banków) oraz depozyty rządu USA (funkcja banku obsługującego rząd).
Źródła: jak wyżej.
Nowo wprowadzony do obiegu pieniądz gotówkowy jak na realia kryzysu nie jest porażający. Do września 2008 r. w obiegu cyrkulowało ok. 835 mld dolarów. Obecnie jest ich ok. 920 mld (wzrost o ok. 10 %). Jednak prawdziwe cuda dzieją się z pieniądzem depozytowym, kreowanym nie przez maszyny drukarskie, a przez zapis na kontach księgowych w systemach informatycznych. Depozyty banków komercyjnych w banku centralnego do czasu jawnego wybuchu kryzysu wynosiły średnio ok. 8,9 mld dolarów (styczeń 2007-połowa września 2008). Obecnie 20 stycznia 2010 r. wynoszą ponad 1,2 bln dolarów. Wzrosły ponad 135 razy. Z kolei depozyty rządowe przed połową września 2008 r. wynosiły średnio ok. 5,1 mld dolarów. Teraz wynoszą ok. 149 mld dolarów, przy czym w październiku 2008 r. sięgały prawie 660 mld dolarów i były wówczas większe niż depozyty wszystkich banków komercyjnych w Stanach Zjednoczonych w systemie Rezerwy Federalnej.
Aby znaleźć odpowiedź jakie działania spowodowały tak gigantyczne zmiany w depozytach ulokowanych w FED-e przyjrzyjmy się majątkowi FED-u – jego aktywom. Jednocześnie analiza operacji czynnych FED-u (udzielanie kredytów, zakup papierów wartościowych i inne inwestycje) da nam bezpośredni wgląd w finansowe jądro kryzysu.
Źródła:
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
W oparciu o zmiany w majątku FED możemy wyodrębnić cztery fazy kryzysu.
Od początku 2007 r. po pęknięciu spekulacyjnej bańki na rynku nieruchomości banki zaczęły ogłaszać coraz większe straty na kredytach hipotecznych. W lipcu 2007 r. zbankrutowały dwa fundusze inwestycyjne banku Bear Stearns. Faza pierwsza kontrakcji FED rozpoczęła się pod koniec sierpnia 2007 r. Rezerwa Federalna zaczęła delikatnie zwiększać finansowanie systemu bankowego kredytem (pozostałe instrumenty zwiększające płynność na powyższym wykresie). Jednocześnie równie stonowanie zaczęła pozbywać się papierów skarbowych rządu USA. W rezultacie wpływ tych operacji na bilans FED był praktycznie neutralny. Przypuszczamy, że tej fazie zaczęto przygotowywać rynki do bardziej zaskakujących operacji. W dniu 18 września 2007 r. FED rozpoczął również obniżanie swojej stopy procentowej z ówczesnych 5,25 % do obecnych 0,00-0,25 %.
W drugiej fazie, która rozpoczęła się od grudnia 2007 r. FED zdynamizował zarówno sprzedaż papierów skarbowych oraz kredytowanie banków. Operacje stały się wyjątkowo pokaźne. Zbyto blisko 280 mld dolarów długu rządu USA, a amerykański system finansowy zasilono kredytami o wartości ok. 260 mld dolarów. Ale to nie wszystko. Szczególną cechą drugiej fazy było pożyczenie przez FED dolarów amerykańskich innym bankom centralnym na świecie. Pod koniec II fazy kwota tych nadzwyczajnych pożyczek (w formie SWAP) sięgnęła 62 mld dolarów. Operacje SWAP dowodzą, że jakieś pozaamerykańskie instytucje finansowe nie miały środków na zamknięcie swoich pozycji (zapłatę zobowiązań w dolarach). Jest to sygnał świadczący o tym, że kryzys ma korzenia znacznie głębsze niż rynek kredytów hipotecznych, sięgające do rozbujanej spekulacji. Podobnie jak w fazie I, również w fazie II operacje FED-u były zbilansowane, środki na zastrzyki płynności czerpano z wycofywania z inwestycji w papiery skarbowe. Suma bilansowa FED-u nie ulegała dzięki temu większym zmianom, co z pewnością nie niepokoiło rynków. Faza II zakończyła się w połowie września 2008 r.
Początkiem fazy III było słynne bankructwo Lehman Brothers. FED przestał się cackać. W sposób bezprecedensowy jednocześnie udzielał kredytów instytucjom finansowym w kraju (USA) oraz zagranicznym bankom centralnym (SWAPy). Kredyty z FED-u w USA zwiększono o ok. 800 mld dolarów. W zagraniczne banki centralne wpompowano dodatkowo ponad 500 mld dolarów. Robiono to już bez poszukiwania jakiś wewnętrznych źródeł finansowania (np. sprzedaż obligacji rządowych jak w fazie I i II). Tworzono nowiutkie dolary w formie zapisów komputerowych. To właśnie wówczas nastąpił drastyczny wzrost depozytów banków i depozytów rządów USA oraz zwielokrotnienie bilansu FED.
Faza IV rozpoczęła się w styczniu 2009 r. FED zaczął stopniowo wycofywać kredyty dla instytucji finansowych. Nie oznacza to jednak, że system zaczęto drenować z wirtualnej gotówki. Wycofując się z instrumentów kredytowych, a wiec z natury tymczasowych, FED zaczął wykupywać gigantyczne ilości papierów wartościowych opartych o hipoteki. Do chwili obecnej stał się ich właścicielem na kwotę blisko 1 bln dolarów nabywając je od banków komercyjnych. Przy okazji stał się wierzycielem hipotecznym, a zatem posiadł roszczenia do olbrzymiego majątku nieruchomego w Stanach Zjednoczonych. Dzięki tej operacji banki komercyjne nie tylko nie uszczupliły swoich zasobów gotówkowych, ale je zwiększyły do ponad 1 bln dolarów. Z średnio ok. 8,9 mld dolarów przed kryzysem...
Jednocześnie FED odbudował portfel papierów skarbowych, których poziom z powrotem sięgnął blisko 800 mld dolarów. Ułatwiło to zwiększenie płynności rządowi USA.
Podkreślmy, że wykreowany przez FED nowy kryzysowy dolar osiadł na rachunkach banków komercyjnych i rządu w FED-ie. Nie rozpoczął cyrkulacji. Nie kupuje się za niego towarów i usług. Oto wyjaśnieniu fenomenu dlaczego w USA drastycznie nie rośnie inflacja.
Pojawia się jednak niepokojące pytanie po co instytucjom w USA potężna góra nowych dolarów?
W przypadku banków komercyjnych teoria bankowości daje wskazówkę. Rezerwy banków służą zabezpieczeniu wypłacalności banków w przypadku przewagi wycofujących depozyty nad je wpłacającymi. Propagandowym celem utworzenia FED-u w 1913 r. było właśnie stworzenie systemu dostarczającego bankom komercyjnym płynność w przypadku runu na banki. Jeżeli założymy, że FED wypełnia swoją ustawową funkcję, to bankierzy i politycy w Stanach Zjednoczonych przygotowują system bankowy do jakiejś gigantycznej katastrofy finansowej. Przygotowują, albowiem pompowanie do banków komercyjnych gotówki trwa cały czas. Co więcej FED półoficjalnie już czyni zabiegi, aby ta gotówka pozostała w bankach. Rozważa jej oprocentowanie, aby banki w oparciu o nią nie rozpoczęły akcji kredytowej i mnożnikowej kreacji pieniądza depozytowego.
Publiczne rozważanie oprocentowania rezerw banków komercyjnych w FED-ie naszym zdaniem stanowi zasłonę dymną. FED wśród narzędzi niedopuszczających do generowania impulsu inflacyjnego ma bowiem znacznie prostsze narzędzie – stawkę rezerw obowiązkowych. Wystarczy podnieść jej poziom, aby zamrozić kryzysowy dolar na rachunkach w banku centralnym. To jednak oznacza, że FED wprost na pstryknięcie palcami może zrobić co mu się podoba. Będzie chciał inflacji i osłabienia dolara, zrobi to. Będzie chciał trzymać w cuglach podaż dolara zrobi to. Co więcej uważamy, że część wykreowanego przez FED kryzysowego dolara jest używana do międzynarodowych spekulacji przez największe banki Ameryki. W realiach amerykańskiej polityki pieniężnej oznacza to jednak, że najwięksi bankierzy inwestycyjni w USA grają znaczonymi kartami, mając możliwość dowolnego kształtowania podaży i popytu na rynkach finansowych dzięki olbrzymim rezerwom gotówkowym. Zasiadanie z nimi do stołu to finansowe samobójstwo. Ale samobójców nie brakuje, zwłaszcza jeżeli dopuszczają grę cudzymi (bo naszymi) pieniędzmi.
Oprócz banków komercyjnych jeszcze jedna instytucja w Stanach Zjednoczonych przygotowuje się do czegoś niedobrego. Sygnał o tych przygotowaniach wypływa z analizowanych przez nas danych. Przyjrzyjmy się jeszcze raz depozytom, depozytom rządu Stanów Zjadnoczonych. W III fazie kryzysu przekroczyły one 600 mld dolarów. Ba rosły szybciej niż depozyty banków. W 2009 r. wahały się pomiędzy 200 a 300 mld dolarów, spadając z tego poziomu pod koniec roku do ok. 40-50 mld dolarów. Jednak na przełomie roku zostały odbudowane i sięgają obecnie prawie 150 mld dolarów. Podkreślmy jest to gotówka na rachunku rządu USA, rządu notującego chroniczny deficyt budżetowy, rządu który za pożyczone pieniądze musi płacić odsetki zaciskające pętle na szyi Amerykanów. I oto ten rząd trzyma sobie w banku, w FED-ie, setki miliardów dolarów. Gdy do września 2008 r. wystarczało mu do zachowania płynności budżetowej średnie saldo 5,1 mld dolarów. I jeszcze jedno. Przez większość 2009 r. większość tych depozytów rząd przechowywał na specjalnym rachunku uzupełniającym. Od połowy października 2009 r. środki te znajdują się w większości już na rachunku podstawowym Departamentu Skarbu.
Dlaczego rząd USA posiada takie niecodzienne rezerwy finansowe? Jakich nagłych wydatków się spodziewa? Co ukrywa się przed narodami świata?
Tomasz Urbaś
|
a na uzupełnienie dobrą wypowiedź zamieszczoną przez Grzymox na prawda2
[link widoczny dla zalogowanych]
Cytat: | IMO, bardzo dobra analiza.
----------------------------------------------------------------------
Co oznaczają rekordowe zarobki FEDu?
Kilka dni temu świat obiegła sensacyjna wiadomość: amerykański bank centralny zarobił rekordową sumę pieniędzy w roku 2009. Niby mamy poważną recesję, wysokie bezrobocie, rynek nieruchomości nadal w dołku, na rynku aktywów jakieś ożywienie, a tu zaskakująca informacja o zyskach Rezerwy Federalnej. Zatem chyba nie jest tak źle z amerykańskim systemem finansowym, skoro prezes Bernanke zdołał wypracować imponujący zysk? W końcu 46 miliardów dolarów wpłacanych przez Fed do budżetu powinno zrobić wrażenie?
Tymczasem rzeczywistość jest dokładnie odwrotna niż się ludziom wydaje: ogromne zarobki Fedu są sygnałem na to, że gospodarka amerykańska ma się fatalnie i zmierza w bardzo niebezpiecznym kierunku. Dlaczego? Odpowiedzi dostarczy nam chłodna analiza źródeł rzekomych zysków amerykańskiego banku centralnego. Okazuje się bowiem, że nadzwyczajne zyski są sygnałem na to, że jest źle, a nie dobrze.
Przyjrzymy się księgom Fedu, w takim zakresie, w jakim są dla nas dostępne. Otóż rok przed osiągnięciem swoich rekordowych zysków Bank posiadał w swoich aktywach blisko 500 miliardów dolarów aktywów „rządowych”. Mówiąc „rządowe” mam na myśli konkretnie obligacje skarbu państwa i aktywa emitowane przez Fannie Mae i Freddy Mac, czyli dwa parapaństwowe molochy z rynku nieruchomości, których wypłacalność jest gwarantowana przez budżet państwa. Tak czy inaczej można te papiery traktować jako państwowe, ponieważ Fannie i Freddy zostały przez państwo znacjonalizowane. W przeciągu całego roku 2009 Fed zaangażował się w agresywne interwencje na rynkach finansowych i zwiększył stan posiadanych przez siebie aktywów do poziomu 1,8 biliona dolarów, czyli ponad trzykrotnie. Tyle finansowego „złomu” widnieje na księgach Banku (długu publicznego, o który nie tak dawno zabijali się inwestorzy). Teraz przy tym ogromnym wzroście posiadanych aktywów 46 miliardów to jakieś 2,5% zarobku na aktywach, które gwarantuje bezpośrednio rząd (dodajmy jeszcze, że mając wcześniej znacznie mniejszy portfel, bo 500 miliardów Fed zarobił ponad 30 miliardów, co daje stopę zwrotu ponad 6%, czyli znacznie wyższą).
Tak zwane zyski „Fedu” nie oznaczają zatem żadnego wspaniałego ożywienia i powrotu lepszych czasów. Oznaczają raczej poprowadzoną do skrajności znaną już wcześniej sztuczkę nazywaną nieraz „policy mix”, czyli mieszankę polityki fiskalnej i pieniężnej. Nowy prezydent Obama zwiększa deficyt budżetowy do rekordowych rozmiarów. Wypuszcza na jego pokrycie obligacje, które gdzieś lądują na „prywatnym rynku”. W tym czasie Fed uruchamia swoje operacje, w ramach których drukuje pieniądze i skupuje państwowy dług. Następnie, gdy nadchodzi okres spłaty, państwo musi zapłacić Fedowi należności z tytułu tego długu. Ale to nie koniec. Wszak wbrew temu, co twierdzą niektóre spiskowe grupy, Fed wcale nie jest bankiem prywatnym, ponieważ nie wolno mu zatrzymać zysków z rządowego długu. Po potrąceniu ustawowych kilku procent, całość pieniędzy, które budżet zapłaci Fedowi… wraca do budżetu. W ten sposób współcześnie państwo uzyskuje zarobki z druku pieniądza, dając jednocześnie w prezencie opłatę dla swojego finansowego pośrednika. Oto w pigułce cała tajemnica drukarskiego koktajlu na zawołanie.
Niektóre agencje prasowe zupełnie na poważnie podają informacje, że zyski Fed pokazują, iż podatnicy zarobili na programach pomocowych. Sęk jednak w tym, że Fed zarobił na papierach rządowych, które gwarantuje rząd. A rząd jak za nie zapłaci Fedowi, to ten swój „zarobek” wpłaci… z powrotem w ręce rządu. Rozumując w ten sposób rząd i bank centralny mogą „zarobić” nieskończone zyski – bez końca przelewając sobie w kółko 100 dolarów na konta.
Albo jeszcze lepiej – niech Fed wydrukuje jeszcze 5 bilionów dolarów i kupi za to kilka spółek na giełdzie. Będzie mógł wpłacić do budżetu nie 50 miliardów, a kilka razy więcej, z tytułu zarobionej dywidendy.
A zatem jak widzimy tak zwane „zyski” Fedu to nie jest żaden dowód na to, że gospodarka amerykańska ma się dobrze. To jest dowód na to, że drukarze mają się nieźle, a państwo, w postaci Skarbu i Banku Centralnego, wzięło na siebie ogromne zobowiązania, które stawiają pod znakiem zapytania wypłacalność całego państwa amerykańskiego. A także uprawdopodabniają hipotezę o powrocie wysokiej inflacji (choć to cały czas scenariusz mniej prawdopodobny niż dalsza deflacja kredytu).
Przy okazji tego problemu warto by poruszyć kwestie księgowości samego amerykańskiego banku centralnego. W przeciwieństwie do większości instytucji finansowych, Fedu nie obowiązuje tak zwana zasada „mark to market”, czyli zasada, wedle której w przypadku straty wartości aktywów należy zmienić wartość w księgach. Jeśli Fed kupił papiery emitowane przez Fannie i Freddie, które nagle w wyniku urealnienia wyceny (np. w związku z zaprzestaniem przez Fed skupu aktywów na rynkach finansowych) stracą na wartości 50%, to Fed nie musi zaksięgować straty na tych aktywach (chociaż prywatne instytucje by musiały to jakoś zrobić).
Pytanie natomiast pojawia się, co jeśli Fed stanie przed koniecznością odsprzedaży posiadanych przez siebie aktywów, gdy będzie chciał zwiększyć stopy procentowe, lub powstrzymać ewentualną inflację. Wtedy może się okazać, że nie będzie w stanie sprzedać tych papierów po zaksięgowanych cenach. Aby chciały je nabyć prywatne banki, będzie musiał odpowiednio obniżyć cenę. A wtedy Fed nie będzie miał wyjścia innego niż zaksięgowanie faktycznych strat. Może się wtedy okazać, że Fed ma… ujemny kapitał.
Z takiej sytuacji wyjścia wydają się dwa. Albo nastąpi dokapitalizowanie z budżetu, czyli tym razem budżet będzie musiał wpłacić pieniądze na amerykański bank (byłaby to ciekawa sytuacja, w której to siła podatkowa wspiera siłę drukującą, a nie na odwrót, jak zazwyczaj). Albo nikt się niczym nie przejmie, bo co w sumie stoi na przeszkodzie, żeby Fed miał ujemny kapitał – w końcu to nie jest prywatna spółka, którą się handluje na giełdzie. Równie dobrze może działać jak dotychczas. Tylko czy wtedy nie wystąpiłby ostateczny krach dolara? Wartość zobowiązań przerosłaby wartość aktywów, a dolar nie miałby nawet pokrycia w papierowych zobowiązaniach państwowych (na wykresie poniżej widać, że kiedyś miał solidne pokrycie w złocie). Wydaje się to ciekawym tematem do dyskusji, co wtedy nastąpi.
Każdy z tych scenariuszy przekonuje nas co do jednej rzeczy: Fed jest prawdziwym bankrutem. Gdyby był prywatną spółką, spotkałby go los Lehman Brothers. „Jedyne”, co go trzyma przy życiu, to fakt, że otoczony jest solidnym parasolem ochronnym w postaci państwa amerykańskiego. Nie jest to relacja pasożytnicza, lecz symbioza. Do dyskusji pozostaje kwestia wytrzymałości tej symbiozy, która będzie się chroniła przed rozpadem tak, jak to tylko możliwe.
Przydałoby się wysłać ekspertów Międzynarodowego Funduszu Walutowego do USA, aby naprawić ich system finansowy. A ściślej: nie trzeba ich wysyłać – w końcu mają siedzibę w Waszyngtonie.
czwartek, 21 stycznia 2010, mateusz.machaj
[link widoczny dla zalogowanych]
|
Hmm , a co wy o tym myslicie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
aa
Forumowicz
Dołączył: 18 Sty 2010
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 10:59, 30 Sty 2010 Temat postu: Nie powinniśmy poświęcać tego typu sprawom uwagi.. |
|
|
Nie powinniśmy poświęcać tego typu sprawom uwagi.
Dokładnie tak, zaraz wyjaśnię dlaczego.
CO WIEMY ?
Ponieważ :
1) obraz sytuacji jaki mamy, oparty jest na:
- informacjach mediów ( należących do Wielkich Korporacji )
- statystyce rządu USA ( zależnego od Wielkich Korporacji )
- danym publikowanym przez sam FED ( własność Wielkich Korporacji )
2) jednocześnie pamietamy, że caly system bankowy jest "piramidą finansową " na której korzystają tylko ci usadowieni na jej wierzcholku - czyli Wielkie Korporacje( polecam film Kredyt jako Dług [link widoczny dla zalogowanych] )
KLUCZOWE PYTANIE .
Po co zatem mamy analizować dane przedstawiane nam przez Wielkie Korporacje i ich agendy ( rządy) skoro wiemy, że sytem bankowy, będący "piramidą finansową " służy tylko ich interesom ?
ANTIDOTUM - NIE MYŚLMY O SPRAWACH Korporacji TYLKO W WŁASNYCH !
Co więcej , moim zdaniem, nie powinnismy tym sprawom poświęcać ani chwili uwagi , gdyż odciągają nasze myśli od ważniejszych, w tym budowania pozytywnych wizji, których skutkiem będą alternatywy np takie jak: wymiana barterowa, czego uosobieniem jest omawiany tu na forum szwajcarski system WIR
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez aa dnia Sob 11:01, 30 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
johnympl
Administrator
Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 11:45, 30 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
aa , nie da się. Nie mozna zakladać że to jest piramida i tyle. dane są publikowane ale niewielu ma pojęcie o ekonomii, pieniądzu i co to ma za znaczenie w ich codziennym zyciu. Tu jest tez potrzebna analiza, opracowanie i poinformowanie ludzi o sytuacji w jakiej się obecnie znajdujemy.
90% ludzi uważa że jest kryzys bo jest. Nie wie lub nie przyjmuje do wiadomości że to własnie złodziejska, lichwiarska Bankowość do niego doprowadziła, że wall street i londynskie city to zaklady hazardowe, opierające sie na samopoczuiu, nastroju a nie na realnym majątku firm. stąd też nikt nie ma pojęcia co to naprawdę jest pieniądz.
Zadaj komukolwiek dwa pytania.
1. Kto drukuje pieniądz? odp. Pąństwo, mennica
2. Dlaczego Państwo pozycza od Banku na procent skoro ma możliwość druku?
(a skąd są pieniądze w banku? wiemy prawda? Money as debt.
Państwo żeby wykazać zysk musi coś wyprodukować, opłacić socjal ludzi itd. W banku zyski się kreuje z powietrza , prawda?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
aa
Forumowicz
Dołączył: 18 Sty 2010
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 17:59, 30 Sty 2010 Temat postu: BANKOWOŚĆ TO zwyczajna "PIRAMIDA" |
|
|
johnympl napisał: | aa , nie da się. Nie można zakładać że to jest piramida i tyle. dane są publikowane ale niewielu ma pojęcie o ekonomii, pieniądzu i co to ma za znaczenie w ich codziennym życiu. Tu jest tez potrzebna analiza, opracowanie i poinformowanie ludzi o sytuacji w jakiej się obecnie znajdujemy.
(...)
Zadaj komukolwiek dwa pytania.
1. Kto drukuje pieniądz? odp. Państwo, mennica
2. Dlaczego Państwo pożycza od Banku na procent skoro ma możliwość druku?
(a skąd są pieniądze w banku? wiemy prawda? Money as debt.
Państwo żeby wykazać zysk musi coś wyprodukować, opłacić socjal ludzi itd. W banku zyski się kreuje z powietrza , prawda? |
Johny, niestety ale światowy SYSTEM BANKOWY to "PIRAMIDA FINANSOWA"
Poniżej interesujące spojrzenie na system bankowy z takiej właśnie perspektywy.
"W ogniu walki z kryzysem gospodarczym, krachem na giełdach i rozchwianiem rynków walutowych zapomniano o głównych sprawcach całego bałaganu – bankowcach i specjalistach od inżynierii finansowej.
To twórcy największej w historii piramidy, opartej na „śmieciowych” dziś instrumentach finansowych, których nominalna wartość może sięgać dwóch trylionów dolarów (dwóch milionów miliardów).
Dziś wciągają oni w maszynę krachu ostatnich naiwnych – rządy i podatników.
Ale logika piramidy jest nieubłagana i prowadzi do katastrofy."
I JESZCZE TO
„Nie tylko uratowaliśmy świat, to znaczy uratowaliśmy banki…" – po tym językowym lapsusie wystąpienie Gordona Browna w Izbie Gmin 10 grudnia 2008 r. przerwały salwy śmiechu posłów.
Nacjonalizując walące się banki, Brown nie uratował ani świata, ani systemu finansowego.
Zachował się jak ten uczestnik piramidy finansowej, który przystępuje do niej na końcu, czyli de facto finansuje zyski jej organizatorów i pierwszych uczestników oraz straty ostatnich uczestników.
To samo robią Amerykanie.
Za „tymczasową nacjonalizacją niektórych banków" opowiedział się m.in. Alan Greenspan, były szef Rezerwy Federalnej USA (w niedawnym wywiadzie dla „Financial Times").
Coraz bardziej uzasadniony jest wniosek, że finansiści stworzyli globalną piramidę, a gdy jej możliwości się wyczerpały, sami sprowokowali kryzys, aby obarczyć rachunkiem nas wszystkich.
To, co zbudowali bankowcy, co do zasady nie różni się od piramid finansowych stworzonych w połowie lat 90. XX wieku przez gangsterów w Albanii."
WIĘCEJ w artykule "Maszyna krachu" Tygodnik Wprost nr 9/2009 lub tu: [link widoczny dla zalogowanych]
RÓWNIE INTERESUJĄCO
Na 1 stronie A4 przedstawiono nam światowy system finansowy, jako "piramidę" (nie różniąca się od tej słynnej Madoffa), tu: [link widoczny dla zalogowanych]
Zatem sam widzisz, że można w prosty i przystępny sposób wyjaśnić ludziom ten szwindel i nie potrzeba do tego zawiłych analiz i wykresów, które odrzuciłyby nawet studenta ekonomii III roku [ o ile nie byłyby to zajęcia obowiązkowe ].
Wystarczą proste, przemawiające obrazy no i filmy takie jak "Pieniądz jako dług"
Dlatego twierdzę, że takie "analizy" danych podsuwanych nam przez Wielkie Korporacje ( FED, media , banki) i ich zależne agendy ( rządy) nie służą celom poznawczym dla szerokich rzesz ludzi.
Powinniśmy skupiać się na alternatywnych wizjach i przykładach, m.in takich o jakich zaczęliśmy rozmawiać tu: http://www.johnympl.fora.pl/pomysly-i-alternatywy,61/inny-system-walutowy-niemozliwe,80.html
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez aa dnia Sob 18:06, 30 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
super babka
Forumowicz
Dołączył: 15 Sty 2010
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 12:47, 31 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Wydaje mi się, że aa ma rację. Należałoby skupić się na propagowaniu innych systemów ekonomicznych, np.typu WIR. W zasadzie to rządy krajów powinny być takimi rozwiązaniami zainteresowane. Jak na razie, systemy te są mało popierane. Nic dziwnego, skoro nie ma z nich takiego zysku jak z obecnego. Wg. Ignacego Nowopolskiego z Rodakpress, jedyną alternatywą jest anulowanie gigantycznego długu. Wówczas realna gospod. uwolniona od obciążenia kredytowego mogłaby zacząć prawidłowo funkcjonować. Zadam pytanie, czy złodziejom, którzy okradają cały świat (tworząc pieniądz z niczego), zabezpieczającym się na wypadek elektronicznego kolapsu w sposób analogowy ( bezsprzecznie powstają ogromne biblioteki danych) należy podarować wszystkie dobra zakupione za te stworzone pieniądze? Sugeruję, że właśnie do tego dążą. Pragną świat ograbić i stać się całkowitymi jego właścicielami.
Spójrzmy na caly system edukacji, na propagandę w mediach itd. . Służy to jednemu celowi - wychowaniu niewolników.
Jak długo ta sytuacja może jeszcze trwać? Może Majowie mieli rację, że rok 2012 będzie przełomowym dla ludzkości? Nie Nibiru i jakieś tam cuda, tylko postępowanie człowieka doprowadzi do sytuacji, w której całą przeszłość trzeba będzie zamknąć i otworzyć się na lepsze rozwiązania.
Jednak widzę to jako mało prawdopodobne. Jeśli macki hydry dochodzą wszędzie, tworzy się świat i programuje umysły na jej zasadach, to czy później, np. po roku 2012, będzie można wprowadzić coś lepszego?
Oczywiście! Powstaną lepsze wspaniałe rozwiązania ale tylko w naszych wyobrażeniach, my znowu "im" uwierzymy i pozostaniemy wiecznymi niewolnikami.
Oto moja wizja z serii polit - thriller bez happy end'u
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|